Szukaj na tym blogu

Łączna liczba wyświetleń

środa, 27 marca 2013

zaczyna mnie to męczyć...

nie spuchłam, nie boli (może trochę rano, po przebudzeniu). ale i tak jest cholerny dyskomfort... to dopiero trzeci dzień, a ja już po prostu rzygam sytuacją...

* po pierwsze - jedzenie i samopoczucie. masakra. jedzenie jogurtów i zupek z torebki przyprawia mnie o osłabienie. wszystko robię w zwolnionym tempie, szybko się męczę, co chwilę muszę odpoczywać. zwykłe domowe czynności mnie przerastają. nie mówiąc już o tym, jak cholernie tęsknię za zwykłym, normalnym jedzeniem...
* po drugie - przerwy między zębami. przez te przerwy mam wrażenie, że reszta zębów sie powyginała, poobracała. wszystko mi w ustach przeszkadza, wszystko haczy. nie seplenię (opinia mojego faceta i jego ojca - nikt inny mnie od wyrywania jeszcze nie słyszał), ale gdy mówię, język włazi mi w miejsca po zębach. jakie to jest wkurzające...
* po trzecie - rana na ustach (nie wiem, chyba efekt haczenia trójką - tylko to tam przeszkadza) - taka jakby opryszczka - smaruję maścią, ale tylko wyciąga ropę, bólu nie niweluje.
* po czwarte - ekstremalna suchość ust. usta wysychają w ekspresowym tempie, chłoną balsamy jak gąbka wodę (dobrze, że kupiłam 2 zapasowe opakowania Nivea Lip Butter), smaruję co godzinę, a zdarza się, że nawet częściej...
* po piąte - mycie zębów. dla mnie jest w tej chwili wręcz niemożliwe. mam 8 ran, po obydwóch stronach. wykonuję ruchy wymiatające, by ściągnąć osad z jogurtów i zupek, ale i tak nie doczyszczam tego wystarczająco. i wtedy kombinuję z małymi szczoteczkami, wyciorkami, pędzelkami dentystycznymi.
* po szóste - płukanie jamy ustnej. przechylanie głowy w lewo w prawo w przód w tył i na około powoduje dodatkowe zawroty głowy. serio boję się płukać, gdy jestem sama w domu :/
* po siódme - mój strach przed ranami itp. obserwuję, czy coś złego nie dzieje się w miejscach po zębach - niestety wyglada to ohydnie, a mi robi się duszno i ciemno przed oczami. kiedy patrzę na czyjąś ranę, oglądam w internecie itp - jest ok, ale gdy widzę u siebie, mam wrażenie, że zaraz zemdleję.
* po ósme - unikanie kichania. sprzatanie szafy z ciuchami przyprawiło mnie dwa razy po chęć kichnięcia. niestety, muszę tego unikać jak się da. zalecenie lekarza, zalecenie z internetu... dobrze, że pościel jest czysta i miliardy roztoczy nie wywołują u mnie kichania...

i tak pewnie można by jeszcze wymieniać - napewno coś, na co mogłabym jeszcze ponarzekać, by się znalazło. mam chyba zły dzień po prostu. jestem tymi wszystkimi niedogodnościami wręcz zmęczona. a to dopiero w sumie trzeci dzień... gdzie cała reszta, która mnie czeka? napewno jeszcze przynajmniej kilka dni to potrwa. jedyna nadzieja w tym, że się przyzwyczaję.

cieszę się natomiast, że gdyby nie te kilka szczegółów, mogłabym totalnie zapomnieć, jak ciężki zabieg miałam. nie powinnam więc narzekać... cieszy mnie, że w końcu ósemki nie pójdą już ze mną przez resztę życia, skończyło się wygrzebywanie jedzenia z dziury, skończył się ból spowodowany naciskiem ósemki na siódemkę, skończyły się bóle głowy (właśnie zdałam sobie z tego sprawę). przekulam te kilka, może kilkanaście dni. nie mam wyboru.

mam nadzieję, że gdy założę aparat za 1,5 tygodnia, bóle nie wrócą. Damon ponoć redukuje ból do minimum i naprawde na to liczę. nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale byle do końca urlopu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz