Szukaj na tym blogu

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 16 kwietnia 2013

płacz i zgrzytanie (niekoniecznie) zębami...

nie mogę jeść. język jest cholernie poraniony. może tych ran nie widać zbytnio, jak się przyjrzę to widać, że jest pocięte... jedzenie nie wchodzi w rachubę (chleb - nie ma szans, nawet jedzenie ziemniaków boli!!)... picie przez słomkę - porażka. poharatany język jest wszystkiemu winny... przymusowa dieta jest fajna (szczególnie, jeśli chce się człowiek pozbyć ponad 20 kg), ale nie jeśli chodzi o głodówkę...

wczoraj od ortodonty dostałam wosk silikonowy. masakra. nie trzyma się kompletnie, odpada po chwili. wszystkiemu winne jest pewnie to, że jestem wręcz fabryką śliny :/

zęby po wczorajszym dołożeniu druta i wymianie gumek nie bolą same z siebie. boli jedynie, gdy na nie nacisnę - czyli nic nowego. w sumie dół trochę ciągnie, ale nie na tyle, bym zwracała na to jakąś szczególną uwagę. tyle dobrze, bo inaczej bym zwariowała - dostałam dziś @ i brzuch również wariuje... a z przeciwbólówką poczekam do wyjścia do pracy. póki co w łóżku z takim bolem jestem w stanie wytrzymać.

dziś przeklinam ten aparat i pewnie będę przeklinać jeszcze przynajmniej kilka dni... póki co po prostu chce mi się ryczeć. i pomimo, że wiem, że to nieuniknione i że musi tak być, jeśli chcę efektów, to świadomość, że za taki ból na życzenie sama płacę, nie jest przyjemna. jedynie wizja prostych zębów pozwala mi jakoś to przetrzymywać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz