Szukaj na tym blogu

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 31 stycznia 2013

metamorfoza bloga

wreszcie chwilę posiedziałam nad wyglądem bloga. o wiele bardziej mi się teraz podoba :)

teraz trzeba będzie pomyśleć nad moją przemianą. zęby już robię, schudnąć muszę (mam nadzieję, że będzie to też częściowo skutkiem ubocznym aparatu - w końcu wielu rzeczy będę musiała sobie odmówić). co dalej? fryzurę zmieniałam niedawno - miałam skrócić włosy niedługo, ale chyba tylko pocieniuję i zostawię, by trochę odrosły. dobrze by było wymienić parę kosmetyków... ale takie wydatki to dopiero, gdy założę aparat na zęby i będę płacić stałą kwotę co miesiąc (a nie teraz, gdy idę do dentysty i z przerażeniem patrzę na koszt usługi, bo wręcz bankrutuję z minuty na minutę). przydałoby się też parę nowych ciuchów - ale to też później - po zrzuceniu nadwagi.

oj, chyba będę piękna :) nawet z aparatem, który moim zdaniem doda mi uroku ;)

nadal nie wszystko wiem...

wizytę złożyłam tylko jednej klinice. gdy skasowali mnie w niej za jedno zdjęcie rentgenowskie 100 euro, zadzwoniłam do drugiej, że nie przyjdę. w końcu nie oferowali darmowej konsultacji, a ja miałam już dość wydatków na zęby w dniu dzisiejszym... jakby cholera nie mogli mi zrobić jednego zdjęcia i wsadzić w kopertę, tylko każda klinika robi sobie dla siebie i bierze kosmiczne pieniądze :/

dentysta w klinice zasugerował wyrwanie wszystkich ósemek (nie tylko tych dwóch wymaganych). i tu posypało się wszystko, cała teoria Pana Ortka. w związku z tym Pan Dentek musi się skonsultować z Panem Ortkiem (zadzwoni osobiście) i w poniedziałek podadzą mi kosztorys. chyba usiądę wygodnie, zanim puknę "Odbierz" na telefonie...

kliniki...

za niecałe 2 godziny będę konsultować się z jednym z doktorków. po przeczytaniu opinii, metod przez nich stosowanych itp jestem wręcz na 100% zdecydowana, że to właśnie tam podejmę się walki z ósemkami i szóstką. pójdę na tą drugą konsultację - właściwie nie wiem teraz, po co - ale może warto mieć chociaż porównanie kosztów. mam nadzieję, że za byle kilka porad nie zedrą ze mnie zbyt wiele kasy. ta klinika, do której idę najpierw (ta z masą pozytywnych opinii), oferuje darmową pierwszą konsultację - oczywiście nie wlicza się w to zdjęcie RTG, jeśli zajdzie potrzeba jego zrobienia, ale już sam fakt, że dowiem się wszystkiego bez ponoszenia dodatkowych kosztów, działa na mnie uspokajająco. mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. że ósemki wyrwą bez problemu, że szóstkę da się uratować, że górne ósemki nadają się do leczenia (i że jutro będę mogła je zrobić).

czekam sobie i czekam na medical card. od momentu wysłania aplikacji nie wiem właściwie w tej kwestii nic. na stronie status jest ciągle "in progress". teoretycznie powinnam wszystko wiedzieć do konca przyszłego tygodnia. ale i to nie jest pewne, w końcu nawet nie wiem, czy wszystkie dokumenty się zgadzają i czy niczego nie brakuje... ludzie narzekają na polską biurokrację, ale irlandzka też nie lepsza...

czas chyba zjeść jakieś śniadanie - oczywiście, będzie jogurtowo :/ nie wiem, jak przetrwam dzień na jogurcie (powrót do domu przewiduję na 15:00 - więc 6h jak nic)... wezmę sobie picie, może to stłumi głód chociaż trochę. wzięłabym coś do jedzenia, ale nie mam możliwości umyć zębów między obiema wizytami w klinice, więc nie ma sensu... nienawidzę uczucia głodu...

środa, 30 stycznia 2013

masakiera...

wiem, panikuję. pieprzona panikara. zobaczyłam krew i już wyobraziłam sobie zakażenia, szpitale, usypianie...

jestem strasznie zmęczona tymi zębami. to dopiero początek drogi, a ja po prostu mam już dość... może dlatego tak dziwnie reaguję, panikuję. po prostu chciałabym już ich nie mieć. i chciałabym mieć tą pieprzoną szóstkę zrobioną. reszta będzie pikuś - nawet chyba wyrywanie czwórek nie będzie tak straszne, jeśli ten obecny koszmar będę mieć za sobą.

idę zaparzyć szałwię. będę jej dzisiaj potrzebować...

dzieje się coś złego...

po podwieczorku próbowałam wyczyścić dziurę w ósemce, tak jak zwykle to robiłam... wyciągnęłam żarcie, opłukałam szczoteczkę i nagle poczułam przeszywający ból w szóstce, jakby ktoś chciał mi ją wyrwać, albo jakby się momentalnie zmroziła... wróciłam do lusterka, a tam zobaczyłam w ósemce krew...  nie wiem, może coś przebiłam tą szczoteczką (w sumie napewno, skoro coś czerwonego wyciekło), ale dlaczego w takim razie poczułam w szóstce tak ogromny ból, że aż musiałam usiąść?? może nerwy są jakoś połączone, a infekcja tylko "dowaliła do pieca"... nie wiem... w każdym bądź razie znów zamiast być spokojna, będę zamartwiać się cały wieczór... jutro idę na konsultację, ale jeśli każe mi usiąść na fotel jak najszybciej, to skąd ja wezmę tyle kasy? wypłata dopiero w piątek, a i tak nie wiem, czy mi wystarczy, by zapłacić... planowałam wyrwać te zęby za 2-3 tygodnie, i zrobić to łącznie z tą szóstką - wszystko w sedacji, spokojnie wziąć wolne w pracy... nie dam sobie ich wyrwać przy zwykłym znieczuleniu!!! obawiam się jednak, że te 2-3 tygodnie to za długo... a za chwilę pobiorą rachunek za gaz, ten ogromny... Misiek ma wypłatę dopiero w środę... nie mam też od kogo pożyczyć... może on spróbuje, jak będzie trzeba... nie wiem, cholera, nie wiem...

na wszelki wypadek wzięłam tabletkę przeciwbólową...
znów jestem totalnie przerażona...

ta pogoda to jakiś żart jest...

o 5 nad ranem obudził mnie błysk fleszy - jakby mi ktoś zdjęcia robił. błyskawice!! przebijały się przez szczelnie zasłonięte żaluzje. okazało się, że to burza - cud, bo w Irlandii, odkąd tu jestem (czyli prawie 4 lata), przeżyłam tylko jedną burzę!

ale nie tylko burza mnie obudziła. oczywiście wspaniały ból ósemki również. i nawet nie wiem, czy to górna, czy dolna, czy obie na raz. pominę już policzek przygryzany przy każdej okazji dzięki dziurze w ósemce. no tragedia. dziś rano zadzwoniłam do drugiej kliniki. pierwsza konsultacja jest bezpłatna, czyli właściwie nic nie tracę, a przynajmniej w jeden dzień poznam dwie opinie dwóch różnych dentystów, którzy mam nadzieję będą jak jeden mąż przekonani, że tą infekcję można wyleczyć (oby nawet resekcja nie była potrzebna) i że wcale nie muszę tracić zęba. daj Boże, daj Boże... do tej drugiej, dawno "zabukowanej" kliniki chyba pójdę tylko po to, by poznać drugą opinię. w internecie napisałam kilka tematów z pytaniem, czy ktoś tam był, czy może polecić itp. dosłownie cisza, jakby to klinika-widmo była. zaczęłam się więc bać...

pojutrze - mam nadzieję, że zaplombuje resztę zębów (jak nie zrobi mi tej ósemki, przez którą wczoraj wyłam, to wręcz tego zażądam :/ ), umówię jeszcze jedną wizytę na drobne ubytki w obu jedynkach i jednej dwójce... i góra powinna być gotowa.

dziś stawiam na relaks. ciepła kąpiel, na włosach zostawię w tym czasie maseczkę, depilacje, balsamy, te sprawy ;)... naprawdę mi się to przyda... ostatnie dni nie należą niestety do spokojnych, poza tym niedługo po przedłużonym urlopie wracam do pracy i znów nie będę miała kompletnie czasu dla siebie... jutro dołożę zaplanowane zakupy i relaks na ten "holiday" będzie dopełniony :)

hip hip hurra...

doczyściłam ósemkę z tego całego brudu... japiszon boli mnie okrutnie od rozciągania i docierania do niedostępnych miejsc - dobrze, że szczoteczka elektryczna, z małą główką, więc jakoś ją wcisnęłam za tą ósemkę. niestety, cała tylna ściana jest czarna. no dobra, większa jej cześć. z przodu jest ok - więc może da się to zakleić, a plomba się na tym przytrzyma. wróciła mi nadzieja... z drugą ósemką na szczęście nie jest tak źle - też jest jedna ściana do wywalenia, ale mniej jest "zeżarte".

melisa pomogła. a może i nie, tylko sama sobie pomogłam tym, że udało mi się to wyczyścić i zobaczyłam, że nie wygląda to tak źle, jak wcześniej... byle do czwartku... i do piątku... a póki co zasnę... na szczęście spokojniej, niż mi się wydawało...

wtorek, 29 stycznia 2013

i masz babo placek...

w końcu się rozryczałam. i pewnie gdyby nie myśl, że ten koszmar kiedyś się skończy, pewnie wyłabym dalej. dobrze, że chociaż trochę mi ulżyło.

póki co na noc wypiję meliskę, zaraz odprawię rytuał mycia zębów i położę się spać...

oj oj...

zaczynam się martwić. po kolacji umyłam zęby i wzięłam mini-lusterko. zajrzałam na tylną ściankę ósemki... i zamarłam. to, co się tam dzieje, to jest masakra. nie mogłam tego niczym doczyścić... szorowałam pół godziny elektryczną szczoteczką - nie zeszło... zaczynam się bać, że ten ząb jest również stracony... jeśli ortodonta to widział, to naprawdę dziwię się, że zakazał mi tego zęba usunąć.

mam w głowie najczarniejszy scenariusz... usunięcie wszystkich ósemek (4), usunięcie dwóch górnych czwórek do aparatu, jedna dolna szóstka... i przeciwstawna dla równowagi w liczbie zębów :/ z 32 zostanie mi 26 zębów... w sumie powinno mi wystarczyć do gryzienia :/ kuwa no, żarty na bok...

cały wieczór zastanawiam się, jak można być takim imbecylem jak ja, by zaniedbać zęby... i nie mogę się usprawiedliwić tym, że żyłam w przeświadczeniu, że wszystko jest w porządku... fakt, myłam zęby, używałam płynów do płukania itp, wydawało mi się, że dbałam wystarczająco o higienę jamy ustnej...

no i mam kubeł zimnej wody... aż chce mi się ryczeć...

dzień po "pierwszej" wizycie

poszłam jak na ścięcie. masakra. na szczęście nie było tak źle - trafiłam na doktorkę, która zajmuje się dentofobami :) i serio, chyba było dużo lepiej. jeśli porównam tą wizytę do moich wspomnień z Polski, to niebo a ziemia. leżałam sobie na fotelu, oglądałam obrazki za suficie przez ciemne okulary, machałam nóżkami... a ona robiła swoje. fakt, że najgorsze było znieczulenie (musiała mi znieczulić pół górnej szczęki, co zaowocowało odrętwieniem połowy nosa), ale jest do przeżycia. i mówię to ja, człek o niskim progu bólu. byłam jednak mega wkurzona, że nie zrobiła mi ósemki - ona przecież nie jest do wyrwania... ale w piątek idę znowu, by zrobiła mi drugą połowę (tam już jest mniej zębów  do roboty) - i może zrobi też tą.

dopytam również, jak wygląda sprawa próchnicy w dwóch jedynkach i prawej dwójce. jeśli komuś mam je oddać do roboty, to muszę wiedzieć, czy ona mi to zrobi...

dowiedziałam się też jednej niefajnej rzeczy. prawdopodobnie moja dolna spieprzona szóstka jest do wyrwania. to chyba nie jest chirurg, a zwykły dentysta, więc wysłała mnie do upewnienia się u innego dentysty (w tym przypadku to będzie chyba chirurg - w końcu tylko tacy chirurgicznie usuwają ósemki, więc co do szóstki może też się wypowie). od wczoraj więc sieję panikę, że stracę 3 zęby w dolnej szczęce i nie wiem, jak wtedy będzie wyglądać leczenie ortodontyczne. wątpię, że ortodonta zdecyduje się na wyrwanie szóstki i wyprostowanie aparatem krzywej ósemki bądź wypełnienie jej tak, by wyglądała, jakby była równo z pozostałymi zębami. dowiem się w najbliższych dniach - ale oczywiście już rozsiewam pytania w internecie.

mam też nadzieję, że moje mycie zębów jest w tym momencie może nie na medal, ale na tyle dobre, by ortodonta pochwalił starania. naprawdę mam dosyć bólu zębów i strachu przed dentystą. a że nie chodziłam do dentysty od ponad 2 lat, to kto miał mnie poinstruować? na szczęście zmądrzałam.

do roboty zostało więc:

8(W) 7(W) 6(W) 5 4(U) 3 2 1(P) | 1(P) 2(P) 3 4(U) 5 6 7 8(W)
------------------------------------------
 8(U) 7 6 5 4 3 2 1 | 1 2 3 4 5 6(?) 7(P) 8(U)

Legenda:
W - wypełnienie
U - Usuwanie
P - Próchnica
? - decyzja niepodjęta

przy kolejnych wizytach będę kopiować ten wzór i "odgrubiać" kolejne zrobione zęby :) dodam również statystyki, jeśli chodzi o koszta. ja leczę zęby od początku do końca w Irlandii, więc polskim czytelnikom to nie pomoże, ale wiem, że wiele osób ma dylemat, czy latać do Polski. mi się nie opłaca.

koszty poniesione do dziś: 

konsultacja w klinice + recepta + antybiotyk = 36,02 euro
pierwsza wizyta u ortodonty + zdjęcia RTG dookoła głowy + zdjęcia zwykłe = 150 euro
wypełnienie górnej prawej 5/6/7 + znieczulenie + zdjęcia RTG = 240 euro

suma: 426,02 euro

poniedziałek, 28 stycznia 2013

niecałe 2h...

za niecałe 2 godziny usiądę na fotelu dentystycznym. wyobrażam sobie, jaka jestem dzielna i jak proszę o zrobienie dodatkowych zębów. i naprawdę mam nadzieję, że nie będzie tak źle... przecież wiem jak to jest, to nie będzie pierwszy raz u dentysty... a mimo to trzęsę portkami jak dziecko...

niech już będzie po wszystkim...

niedziela, 27 stycznia 2013

jutro do dentysty...

do tej pory moje zęby były tylko oglądane przez specjalistów - a to ortodonta, a to dentystka obejrzała mnie tylko po to, by wypisać receptę... niestety jutro już dostanę strzykawę ze znieczuleniem i zacznie się wręcz jazda.

boję się cholernie - na tyle, że już dziś odczuwam skutki osłabienia, jest mi niedobrze... a jutro to chyba zemdleję...

sobota, 26 stycznia 2013

jak to się zaczęło?


dla niektórych poniższy post może wydać się wręcz niesmaczny. może to i dobrze, pod warunkiem, że zachęcę kogoś, by wybrał się do dentysty, gdy tylko zauważy coś niepokojącego.

na samym wstępie muszę napisać, że jeszcze nie mam aparatu. niestety, będzie to cholernie długa droga. problem w tym, że ja to typowy dentofob... tak się niestety złożyło, że doświadczenia z dentystami od dziecka rosły do rangi dramatycznych. zresztą, ostatnie, te w Polsce (nadmienię, iż mieszkam w Irlandii od prawie 4 lat i to tu rozpocznę i dokończę leczenie ortodontyczne), też nie należały do przyjemnych. idąc do dentysty, masz już na tyle dość swoich zębów, że nie masz zamiaru wysłuchiwać, żeby nie jęczeć, bo trzeba było dbać o zęby (i to niestety jedna z łagodniejszych wypowiedzi, jakie zdarzyło mi się usłyszeć).

wiedziałam, co mnie czeka, ale niestety, strach przed dentystami do tej pory zwyciężał. w zeszłym roku w listopadzie stan moich dolnych ósemek zaczął się gwałtownie pogarszać. jedna ocalała, więc odwlekałam wizytę, jadłam drugą stroną, ale do dentysty nie zadzwoniłam (broniłam się kosztami wizyt, ciężkim świątecznym okresem w pracy itp itd). efekt? przez ostatnie ponad 2 miesiące szprycowałam się tabletkami przeciwbólowymi (nie raz przekraczałam dawkę), niestety dziura w drugiej ósemce przybrała kształt krateru, który dość szybko się pogłębiał. doszło do tego, że momentami nawet tą stroną nie mogę jeść.

po nowym roku przełamałam się. oczywiście wizytę musiał mi zamówić mój facet - sama nie byłam w stanie tego kroku zrobić - ograniczając się do decyzji. dwa tygodnie temu zamówił mi wizytę - docelowo miała mieć miejsce wczoraj, ale w tym momencie podjęłam drugą decyzję dotyczącą moich zębów - decyduję się na leczenie ortodontyczne, więc najpierw ortodonta, a potem dentysta. w poniedziałek, 21 stycznia, trafiłam więc na konsultację do kliniki w poszukiwaniu antybiotyku na stan zapalny, dziś obejrzał mnie ortodonta, a w poniedziałek zaczynam leczenie. Mr Ortek - fajny dziadek, można by rzec - żartowniś ;) czas spędzony wręcz wzorowo. co prawda "skarcił" mnie za niedokładne mycie zębów (staram się, ale widocznie albo za mało, albo szczoteczkę mam do dupy - tak tak, to napewno szczoteczka :) ), poprosił pielęgniarkę o poinstruowanie mnie, jak myć zęby, po czym tą demonstracyjną szczoteczkę dostałam na własność ;) a na koniec zaprosił na wizytę za 2 tygodnie. podejrzewam jednak, że ją przesunę - ale o tym za chwilę.

nie tylko szczoteczka była tematem rozmów. na sam początek prześwietlili mój zryz wzdłuż i wszerz - rentgen dookoła głowy, użycie "rozwieracza" do ust i kolejne obfotografowanie mnie - tym razem Canonem 1100D. po obejrzeniu tych zdjęć mr Ortek podjął decyzję - dwie dolne ósemki wyrwać, bo do niczego się nie nadają - a przed założeniem aparatu najprawdopodobniej usunę dwie górne czwórki. fantastyczna wiadomość - już się widzę uśmiechającą do klientów bez obydwóch czwórek... wracając do tematu - dorzucił mi jeszcze gratisy w postaci wyleczenia prawie wszystkich zębów (lata omijania dentysty nie poszły na marne :/ ), rozgrzebanie siódemki leczonej kanałowo (jest pod nią infekcja - stąd ból) i wyleczenie próchnicy w kilku miejscach. full wypas. najpiękniejsze jest to, że wszystkie pieniądze, jakie zaoszczędziłam na dentystach przez lata, teraz im oddam w ekspresowym tempie - niestety, w euro ;) cóż, zarzekłam się, że nie oddam się w ręce żadnego dentysty w Polsce. przynajmniej teraz - bo gdy kiedyś tam wrócę, to chyba nie będę latać do Irlandii na leczenie...

wracając do kwestii przesunięcia wizyty - leczenie może dam radę zrobić w ten tydzień - ale wyrwanie dolnych ósemek (na szczęście w sedacji - i chociaż odchudzi to mój portfel o tygodniówkę, to wolę zapłacić za wyjęcie z mojego życia tych traumatycznych przeżyć) już nie przejdzie bez echa. będę chodzącym chomikiem jęczącym z bólu i szczękościsku. żaden dentysta nie będzie w stanie tam zajrzeć, więc po co mam wydawać kasę (nie małą zresztą) na wizytę... niech się dziadek nie boi o kasę, napewno tam wrócę i zostawię przynajmniej 4-5 tysięcy euro w ciągu 2 lat od założenia aparatu.

jak widać, pomimo, że nazywam siebie aparatką, przede mną jeszcze długa droga. przecież już podjęłam decyzję :) i nie ważne, że nie raz będę się trząść ze strachu przed leczeniem kolejnych zębów - dam radę, bo nikt tego za mnie nie zrobi...

na koniec dodam, że niekoniecznie każdy post będzie porządny, pełny porad. bloga zamierzam prowadzić po to, by gdzieś wykrzyczeć ten cały strach przed leczeniem, bólem nim spowodowanym... wszyscy dookoła są już tym tematem zmęczeni, więc zarezerwuję sobie miejsce tu - gdzie moje jęki przeczyta tylko ten, kogo to naprawdę interesuje...