Szukaj na tym blogu

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 20 maja 2013

no i po wizycie...

* nie sądziłam, że wizyta u ortodonty będzie bolesna. a była jak diabli. rozchodzi się o czwórki, które pod wpływem sił aparatu znów zaczęły boleć. przy naciskaniu na zęby przez orto miałam ochotę złapać go z tego fotela za szyję i udusić... musiałam też po 3 godzinach wrócić na awaryjną wizytę - z rurki na szóstce spadła pętelka od drucika, który przyciąga czwórkę. po kilku próbach założenia samodzielnie (zarówno takim domowym dentystycznym skalerem jak i nicią) zdałam sobie sprawę, że nie dość, że to mi się nie uda, to jeszcze coś zepsuję... zadzwoniłam do faceta, by zawiózł mnie do orto na naprawę. oczywiście trzeba było dotknąć czwórek... z bólu znów miałam ochotę dusić :/

zmieniono mi druciki, wymieniono sprężynkę robiącą przestrzeń na trójkę, wymieniono gumki (wybrałam jasnoróżowe - chyba zostanę przy nich na stałe), dorzucono 2 łańcuszki po zewnętrznej stronie między czwórkami i szóstkami na dolnym łuku. z jakiegoś powodu nie wymieniono górnych łańcuszków od wewnątrz.

zmian na górze niewiele - przynajmniej ja nie widzę. za to u dołu się dzieje :)


następna wizyta: 18 czerwca.

* waga spada. kupiłam spalacz tłuszczu, który mi w tym pomaga. jeszcze 0,4kg i osiągnę pierwszy postawiony sobie cel :) a to na 100% nastąpi jeszcze w tym tygodniu. być może już byłby osiągnięty, gdyby nie urodziny Miśka i trochę dobrego (niekoniecznie zdrowego) jedzenia. cóż, zdarza się ;) a ja też nie chcę od diety zwariować. czasem trzeba popełnić jakieś wykroczenie, by w diecie wytrwać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz